Motorsport jest jego pasją, a nie pracą. Chociaż koszty startów w tej dyscyplinie są ogromne, od kilku lat udaje mu się to. Stratuje w zespole Kaur Motorsport, wspierany przez partnera – Abram Hale oraz Abram Budownictwo. Mikołaj Kempa to pochodzący z Sopotu polski kierowca, który największe triumfy odnosi jednak w krajach nadbałtyckich. Jak sam mówi, jest to swego rodzaju kolebka takiego “rajdowania”. Szutry, leśne odcinki i wiele nazwisk światowego formatu. O prędkości, ryzyku i doświadczaniu opowiada nam w noworocznym wywiadzie.
Redakcja: Mikołaj, jak to się zaczęło? Kiedy wystartowałeś po raz pierwszy?
Mikołaj Kempa: Moja przygoda z rajdami za kierownicą zaczęła się w 2004 roku od startów w KJS’ach (red.: Konkursowa Jazda Samochodem). Pojechałem seryjną, 68-konna Fiestą. Rok wcześniej kolega ze szkoły zabrał mnie na KJS jako pilota i to w sumie mnie zaszczepiło. Później, po roku startów w którym udało mi się wywalczyć tytuł mistrza Okręgu Gdańskiego w swojej klasie, sprzedałem Forda Fiestę i dzięki pomocy dziadka nabyłem Opla Astrę GSI po znanym olsztyńskim dziku – Marcinie Abramie Abramowskim. Tą Astrą startowałem przez 2 lata w pucharze PZM, czyli tak zwanej 2 lidze. Następnie, przesiadłem się do Hondy Civic Type – R. To już była rasowa maszyna. Jeździłem nią 3 lata i zdobyłem na niej 2 tytuły: 3 miejsce w klasie N3 w Pucharze PZM i w 2010 roku tytuł 2-vicemistrza Polski w klasie N3. Potem miałem długą przerwę od startów, która trwała aż do 2016 roku. Powróciłem do tego sportu z bardzo rasowym samochodem – Mitsubishi Lancer EVo. Zdobyłem nim 2 tytuły indywidualne. Pierwszy to Wicemistrz Łotwy w klasie LRC1 w 2019 roku, drugi to 2-Wicemistrz Estonii w klasie EMV4 w 2020. Ponadto w 2019 i 2020 roku udało się wywalczyć drużynowe Wicemistrzostwo Estonii z Kaur Motorsport.
R: Wygląda więc na to, że porzuciłeś ściganie się na Pomorzu i postawiłeś na Kraje Nadbałtyckie. Dlaczego?
M.K.: Generalnie w 2016 roku padł taki pomysł po udanym rajdzie Kaszub Baltic Cup, że fajnie byłoby spróbować pojechać jakąś fajną imprezę z dużą pompą gdzieś poza Polska. Z racji dawnych startów w Rajdzie Kaszub estońskiej ekipy i moich dobrych relacji z nimi, wybór padł na tamten region. Akurat wówczas łotewski Rajd Liepaja stanowił rundę mistrzostw Europy z fajną obsadą, więc uznaliśmy, że to dobry pomysł.
Niestety rajdu nie udało nam się ukończyć przez dachowanie na ostatnim OS-ie. Natomiast cała otoczka oraz fenomenalne, mega szybkie
szutrowe trasy skradły moje serce i wiedziałem, że kwestią czasu będzie jak tam wrócimy. Do tego jest tam fajna atmosfera i za każdym razem
czuję się trochę jakbym jechał na parodniowe wakacje. Czempionaty łotewski i estoński są połączone, więc istnieje możliwość rywalizacji
w obu jednocześnie. Chyba wyjątkiem będzie nadchodzący rok 2021 rok, gdzie każdy z krajów zdecydował się na osobne mistrzostwa po raz pierwszy od 6 lat.
R: Jak porównałbyś rajdową rywalizację w Estonii z tą w Polsce?
M.K: Estonia to mały kraj, ale można powiedzieć, że są rajdową potęgą. Zeszłoroczny mistrza świata – Ott Tanak to Estończyk. Tegoroczny mistrza Europy Juniorów w ośce (red.: samochody napędzane na jedną oś) – Ken Torn także. Do tego startowali tam i zdobywali tytuły tacy giganci tej dyscypliny jak Łukjaniuk, Gryiazin, Rovanpera czy Solberg. Te nazwiska robią wrażenie na każdym kto choć trochę interesuję się rajdami.
Wracając do samej rywalizacji. Regularnie startuje minimum 100 załóg, ale zdarzyło się nawet 165! W naszej kategorii w tym roku było to
zawsze około 20 konkurentów. Myślę , że w Polsce poza klasyfikacja generalną nie ma tak obsadzonej klasy.
Poza tym moim zdaniem u nas jest taka tendencja, że albo jeździsz autem klasy r2, czyli mocna, fabryczna ośka albo topowym autem r5. Obie opcje są drogie. Nie ma tak zwanych opcji pośrednich i to jest coś co mi się nie podoba.
W Estonii możesz startować Mitsubishi Lancerem w specyfikacji open i jest się z kim ścigać. Poza tym wydaje mi się , że jeżeli w klasie masz taką obsadę to taki tytuł na koniec roku ma zupełnie inny smak, niż jakby jechało nas 3 czy 5, nie umniejszając oczywiście nikomu.
Mnie interesują przede wszystkim rajdy szutrowe i po śniegu, a tych w Polsce, poza Rajdem Polski, nie ma.
W naszym kraju dominują asfalty, a te nie są w kręgu moich zainteresowań.
R: W samochodzie rajdowym siedzi nie tylko kierowca, ale również pilot. Jakie jest jego zadanie i na ile go potrzebujemy, aby wygrywać?
M.K.: Rola pilota często jest marginalizowana. Zupełnie niesłusznie! Moim zdaniem sukces końcowy to w 70% dobry pilot. Pilot to nie tylko nawigator, ale i psycholog oraz kolega. Robimy wspólnie opis trasy jadąc seryjnym autem dwukrotnie po trasie rajdu. Następnie ten “ktoś” musi to przeczytać z akcentem Tomka Knapika i w tempie ninja . Także to jest niezbędny składnik w końcowym sukcesie. Mój obecny pilot – Marcin Szeja, jest autorem sukcesów tego roku i poprzedniego. To człowiek z gór i mega fachowiec.
R: Gdzie i kiedy w takim razie trenujecie?
M.K.: Trenuję przed rajdami lub czasami w takich “okresach ogórkowych” kiedy nic się nie dzieje. W większości z moim trenerem/nauczycielem oraz mega zawodnikiem – Egonem Kaurem, który notabene ma przejść do klasy WRC3 w
nadchodzącym sezonie 2021.
Testuje siebie i sprzęt w Estonii, w południowej części kraju. Tam odcinki są rodem z Finlandii: szybkie i kręte. Jest wiele szczytów i pagórków, skoków – słowem kwintesencja tego czym są szutrowe rajdy. Zdarza mi się również potrenować na Mazurach. .Zabieram ze sobą mojego lokalnego pilota Piotrka, wskakuje w naszego BMW Compacta i “frezujemy” po tamtejszych szutrach.
Bywa też , że czasami wyskoczę na nasz lokalny tor w Pszczółkach, ale to raczej tak dla “odrdzewienia”, cywilnym samochodem pojeździć.
R: Jakiego rodzaju trasy lubisz najbardziej?
M.K.: Jestem fanem szutrów i śniegu. Największą przyjemność czerpie ze startów na takich nawierzchniach. Dlatego też obrałem kierunek krajów bałtyckich. Tylko tam są takie imprezy! Nie lubię natomiast tak zwanych odcinków miejskich. Ale to wina mojego charakteru. Tam zawsze ponosi mnie fantazja i szybko zapominam, żeby jechać na czas, tylko bardziej pod kibiców. Zapinam wówczas szerokie boki, trochę się wygłupiam i koniec końców, tracę cenne sekundy.
R: Jakie są więc Twoje plany na najbliższą, rajdową przyszłość?
M.K.: Chciałbym zwiedzić mekkę rajdów czyli Finlandię. Miałem okazje startować tam raz w 2020 roku. Ponadto byłem tam na
testach zawieszenia – w Laponii u Świętego Mikołaja i jestem oczarowanym tymi trasami.
Chciałbym też startować autami z najwyższej klasy r5 lub Proto, które testowałem parę tygodni temu. Auto jest rewelacyjne, więc mam nadzieje, że pozwoli mi na walkę o czołowe lokaty w generalce. Kto wie, może nasz sponsor, firma Abram Hale i Abram Budownictwo wesprze nas na tyle, że uda się wystartować gdzieś wyżej. Chciałbym kiedyś wyjść poza Mistrzostwa Narodowe i posmakować Mistrzostw Europy.
R: Jakich rad udzieliłbyś młodym kierowcą, którzy tak jak Ty, chcieliby się ścigać w uznanych ligach?
M.K.: Nie czuję się na tyle zawodowo, żeby udzielać rad młodym, ale na pewno skupiłbym się na treningach, jeździe i opisie trasy. Szczególnie ten ostatni element jest często marginalizowany. Do tego więcej inwestować w trening i robienie kilometrów, a niekoniecznie w doskonalenie auta – na to przyjdzie czas później. Treningi odbywajcie tylko na zamkniętych obiektach lub drogach obstawionych, z zabezpieczeniem. Nic na dziko, bo takie sytuacje prawie zawsze kończą się nieprzyjemnościami.
R: Mikołaj, to jeszcze odrobina prywaty – czym jeździsz na co dzień i jakie samochody najbardziej lubisz?
M.K.: Lubię mocne auta – to chyba nie będzie szczególne zaskoczenie. Zawsze byłem fanem aut tylnonapędowych lub 4×4. Aktualnie
jeżdżę BMW M2 i jestem zachwycony tą gablotą. Bardzo fajny samochód, jest mocne, ma szperę i napęd na tył. To taki uliczny chuligan. Od dawna jestem fanem marki BMW oraz Porsche, ale to nie jest tak, że skreślam inne produkcje. Lubię takie auta, które dają przyjemność z jazdy i możliwość uśmiechania się za każdym razem kiedy chce sobie pozwolić na odrobine fantazji.
R: Trzymamy kciuki za Twoje starty! Szybko, ale cało i zdrowo do mety!
M.K.: Dzięki. Tego się trzymam i oby tak zostało. Z tego miejsca pragnę podziękować też moim najwierniejszym fanom – mojej żonie Karolinie, synowi Nikosiowi, mojej Mamie i Dziakom oraz Marcinowi Szeja, mojemu pilotowi. W tym sporcie towarzyszy mi też spora grupa przyjaciół, którzy zawsze mi kibicują, a czasami nawet jeżdżą na dalekie wyjazdy.