Największa obecnie bolączka samochodów elektrycznych – czyli zasięg na naładowanych bateriach i czas ładowania. Narosło wokół tego wiele mitów – jednym z nich jest norma WLTP. Najprościej mówiąc to zbiór pewnych zasad co do mierzenia maksymalnych wartości zasięgu, który często nijak ma się do rzeczywistości. Postanowiliśmy to zweryfikować i na przykładzie Forda Mustanga Mach-E sprawdzić czy dane, które podają producenci są możliwe do osiągnięcia.
Założenia testu były bardzo proste. Ruszamy samochodem elektrycznym z naładowanymi do pełna akumulatorami w trasę z Gdyni do Kołobrzegu i z powrotem do Gdyni. Jedziemy zgodnie z przepisami ruchu drogowego, a samochód na zmianę prowadzi dwóch kierowców, aby wykluczyć kwestię jednego stylu jazdy.
Zadania testowego podjął się dealer FordStore Euro-Car, który udostępnił na ponad 400-kilometrową trasę najnowszy model Mustanga Mach-E. Początkiem testu była siedziba dealera w Gdyni, przy ulicy Owsianej 13.
Środa, 22 września 2021 roku, godzina 10:00
Samochód, którym wyruszyliśmy w tę podróż to całkowicie seryjny model w wydaniu tylnonapędowym RWD z silnikiem o ekwiwalencie mocy 294 KM i powiększoną baterią o pojemności 98,8 kWh.
Oznacza to, że aby osiągnąć zasięg 500 kilometrów, zużycie prądu na każde 100 km powinno oscylować około 19 kWh. Dodajmy, że przed wyruszeniem, samochód spędził noc na zewnątrz, zaparkowany przed salonem, a jego bateria nie była w tym czasie podgrzewana – co minimalnie wydłużyłby zasięg.
Rano, podczas pierwszego uruchomienia komputer pokładowy wskazał 100% naładowania baterii i… 372 kilometry zasięgu. Nie wyglądało to optymistycznie.
Od pierwszego celu, którym była latarnia morska w Kołobrzegu, dzieliło nas 236 kilometrów. Dojechanie tam nie stanowiło problemu. Tym był powrót do Gdyni bez ładowania!
149 km do Kołobrzegu
Pokonawszy pierwsze 87 kilometrów trasy wskazywany przez komputer pokładowy zasięg wzrósł do 394 kilometrów, czyli ponad 20 więcej niż miało to miejsce na starcie. Wynika to z faktu, że dostosowany został on do aktualnego stylu jazdy. Ten był spokojny – od Gdyni do Rumi, Redy, a następnie w Wejherowie jechaliśmy od 50 do 70 km/h – tak jak pozwalają na to przepisy. Szybko odkryliśmy, że klimatyzacja uruchomiona na całej trasie “pochłonęłaby” około 40-50 kilometrów zasięgu, więc używaliśmy jej incydentalnie. Podgrzewanie foteli i wieńca kierownicy? Zapomnijcie!
56 kilometrów dalej, 93 km do Kołobrzegu
Po przejechaniu ponad 150 kilometrów wróciliśmy do punktu wyjścia – komputer wskazał taki sam zasięg jak w momencie startu w Gdyni. W tym momencie stało się jasne, że przy zachowaniu tego samego stylu jazdy, bez problemu powinniśmy wrócić do Gdyni bez ładowania. Wskazania “trenera” efektywnej jazdy wskazywały, że aż 96% zużywanej energii wynika z jazdy samochodem – bez użycia klimatyzacja i z minimalnym zapotrzebowaniem akcesoriów (np. radia).
Kołobrzeg
Około godziny 14:00 dotarliśmy do Kołobrzegu, który przywitał nas… tłumem turystów. Wielu z nich zwróciło baczną uwagę na nowego, elektrycznego Forda. Nasz przyjazd nie umknął także lokalnym działaczom na rzecz elektromobliności z grupy “ZKL elektryki”. Na miejscy spotkaliśmy się z Grzegorzem, posiadaczem Tesli Model 3, który stał się fanem tego rodzaju napędu. Przy obiedzie omówiliśmy własne doświadczenia z elektryczną motoryzacją i około godziny 16:00 ruszyliśmy w decydującą fazę naszego testu.
Powrót do Gdyni, godzina 19:00
Z każdym kilometrem drogi powrotnej z Kołobrzegu utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że podawany przez producentów zasięg jest możliwy do osiągniecia. Ford Mustang Mach-E zapewnił nam teoretycznie bezkosztową podróż – w idealnych warunkach, energia, która potrzebna była do jej odbycia powinna pochodzić z odnawialnych źródeł, jak np. fotowoltaika. Komfort i jakość prowadzenia oferowane przez samochody elektryczne, niczym nie ustępują autom spalinowym. Po dotarciu do Gdyni, pokonując dokładnie 464 kilometry, komputer pokładowy wskazał 106 kilometrów pozostałego zasięgu i 22% energii akumulatorów. Oznacza to, że cel testu został osiągnięty i to z dużym zapasem. Zużycie energii na całej trasie wyniosło średnio 16 kWh.
Wnioski
Powyższy test wykonany został w zastanych warunkach drogowych. Dopisało nam szczęście, że na trasie nie było tego dnia żadnych dotkliwych utrudnień, ani zatorów.
Prędkości z jakimi się poruszaliśmy były maksymalnymi wartościami dopuszczonymi przepisami ruchu drogowego. Obiektywnie, były to prędkości mniejsze niż zwykle osiągane na tej trasie, ale subiektywnie – nie byliśmy “zawalidrogami”.
Używając samochodu elektrycznego warto posiadać możliwość ładowania go we własnym domu, co oczywiście zawężą krąg ich odbiorców. Najlepszym możliwym rozwiązaniem jest ładowarka połączona z odnawialnym źródłem energii. Wówczas można przyjąć, że jazda samochodem elektrycznym jest darmowa. Przy korzystaniu z publicznych ładowarek trzeba się liczyć z opłatami, które w przypadku najdroższych sieci kształtują się na poziomie około nawet 60 zł/100 km.
Aby wydłużyć zasięg, należy używać jak najmniej urządzeń elektrycznych w samochodzie – w tym przede wszystkim klimatyzacji.
Niepodważalny jest komfort jazdy samochodem z tego typu napędem. Cisza i płynność nieporównywalne są z autami spalinowymi. Moment obrotowy dostępny od zera to z kolei przyjemny dodatek, jednak morderczy dla zasięgu.
Współczesne samochody elektryczne to wciąż jeszcze poligon doświadczalny – zarówno dla producentów samochodów, jak i dla dostawców usług ładowania. Z dużą dozą pewności rzec można, że dzięki obecnym samochodom elektrycznym, już za kilka lat “elektryki” będą miały zasięg 600-700 kilometrów, a ich ładowanie potrwa nie więcej niż 2 kwadranse.
Co jednak najważniejsze – zasięg podawany w oficjalnych materiałach producentów – jest możliwy do osiągnięcia i to poza laboratorium badawczym. Wymaga dużej cierpliwości i kilku wyrzeczeń, ale nie jest niemożliwy i nie jest tak straszny, jak się wydaje.